Dwa Stada
		Tereny Stada Mgły => Las => Wątek zaczęty przez: Shayla w Luty 20, 2013, 16:46:12
		
			
			- 
				Tu pory roku upływają normalnie. Zawsze można tu znaleść jedzenie. Między drzewami jest mała polanka.
(http://api.ning.com/files/g11jrSLnQK6B4JKLqwmXiO0kiiTZyx1Lym6w96hCSc5cqnGQc*CiVSoaYhwYcReI1jVk3fw5IcOwlqXRb1vYN6cXDjhf9inM/magiczny_las.jpg)
			 
			
			- 
				Weszłam rozgądając się.
			
 
			
			- 
				Położyłam się w trawie.
			
 
			
			- 
				Weszłam
Zobaczyłam klacz i przywitałam się:
-Hej, jestem Tiara. A ty?
			 
			
			- 
				-Witaj jestem Shayla przywódczyni stada-powiedziałam wstając i potrząsając grzywą.
			
 
			
			- 
				Zarżałam głośno.
-Miło mi.-powiedziałam.
			 
			
			- 
				-Słyszałam że jesteś po stracie właścicielki-powiedziałam.
			
 
			
			- 
				-Tak...-powiedziałam cicho. Wspominałam nadal jedyną osobę, która naprawdę mnie rozumiała.
			
 
			
			- 
				-Ja od zawsze żyłam na wolności ale zawsze blisko jednego małego domku. Żyła w nim staruszka i mała dziewczynka o imieniu Sharlotte. Jej babcia zawsze dawała mi jeść a mała się ze mną bawiła.-powiedziałam wspominając małą Sharlott.
			
 
			
			- 
				-Ja żyłam z początku na wolności. Potem dzikie stado, w którym żyłam zostało rozdzielone. Trafiłam do schroniska, a tam spotkałam pewną treserkę. Przyjęła mnie do siebie, ale po pewnym czasie przestała przychodzić. Gdy długo nie przychodziła, zaczęłam dziczeć. W końcu postanowiono skazać mnie na rzeź. Ale ja w drodze się wymknęłam i trafiłam tu.-w skrócie opowiedziałam Shayli swoją historię.
			
 
			
			- 
				-Babcia Róża zmarła a mała Sharlott została wzięta do miasta. Postanowiłam założyć stado odłączając się od Wspólnego i powstało stado Mgły i stado Wiatru.-powiedziałam.
			
 
			
			- 
				Spojrzałam z zainteresowaniem na Shaylę.
			
 
			
			- 
				Weszłam wąchając kwiatki.
Z nosem przy ziemi nie zauważyłam klaczy i przeszłam obok nich.
Usiadłam kilkanaście metrów dalej przyglądając się w zachwycie różom.
			 
			
			- 
				 _________________________________________________________
Muszę iść. Paa
			 
			
			- 
				Zobaczyłam małego źrebaczka. 
-Hej mała-powiedziałam podchodząc.
			 
			
			- 
				Podskoczyłam.
-Witam.-Powiedziałam nieśmiało patrząc z podziwem na klacz.
			 
			
			- 
				-Co tu robisz?-zapytałam.
			
 
			
			- 
				-Ja...oglądałam kwiaty.-Powiedziałam niemal szeptem.
			
 
			
			- 
				Nagle na niebie pojawił się kot. Był różowy ze skrzydłami. Przysiadł mi na grzbiecie.
-Wiesz zaaopiekuj się tą małą Trixi. Dobrze?-zapytałam. Przytaknęła i podeszła do źrebaka.
(http://img137.imageshack.us/img137/3777/makotysn0.jpg)
			 
			
			- 
				Skuliłam się ze strachu widząc kota.
			
 
			
			- 
				Kocica podeszła do małej i zamruczała.
-Nie bój się - rzuciłam.
-Ona ci nic nie zrobi jest ze mną od kocięcia.-powiedziałam.
Trixi wskazała ogonem na grzbiet.
-Wsiadaj narazie zamieszkasz ze mną w pałacu.-powiedziałam i rozpostarłam skrzydła.
			 
			
			- 
				-Dziękuję.-Powiedziałam i weszłam na grzbiet kotki. Pogładziłam ją po futerku.-Ale jesteś śliczna.-Westchnęłam cicho.
			
 
			
			- 
				Trixi zamruczała i wzniosła się w powietrze. Poleciała do pałacu.
Poleciałam za kotką.
			 
			
			- 
				Wyszłam spokojnie z lasu.
			
 
			
			- 
				Wszedłem stępa, ze spuszczoną głową i skrzydłami wiszącymi bezużytecznie po bokach. Położyłem się pod drzewem.
			
 
			
			- 
				Wyszedłem, ciągnąc skrzydła.
			
 
			
			- 
				Weszłam.
Rozejrzałam się ciekawie.
Pochyliłam się i zaczęłam skubać trawę.
			 
			
			- 
				Po chwili jednak wróciłem do lasu i znów położyłem się pod drzewem.
			
 
			
			- 
				Podniosłam głowę.
-Witaj panie Dannylu.-Uśmiechnęłam się.
			 
			
			- 
				-Witaj księżniczko Amelio. - wstałem i ukłoniłem się.
			
 
			
			- 
				Zarumieniłam się.
-Proszę...nie kłaniaj mi się. Dziwnie się czuję.
			 
			
			- 
				-Jesteś księżniczką, pani. Moim obowiązkiem jest kłaniać ci się. - uśmiechnąłem się z ironią.
			
 
			
			- 
				Przewróciłam oczami.
-W takim razie ja, księżniczka Amelia zakazuję ci się kłaniać.
			 
			
			- 
				-Od jedzenia trawy zaschło i w ustach, idzie pan ze mną nad górskie jezioro?
			
 
			
			- 
				Spojrzałam wyczekująco na Dannyla.
-Nie, to nie. Do widzenia!-Pożegnałam się i wyszłam.
			 
			
			- 
				-Cóż, w takim razie muszę spełnić rozkaz, ale będę miał do księżniczki WIELKI żal. Jeśli mogę, pójdę. - zdobyłem się na nieco wymuszony uśmiech i złożyłem z trudem najpierw jedno skrzydło, potem drugie. Jednak nieco za szybko, ponieważ rozległ się trzask, po którym nastąpił nagły ból. Wiedziałem, że znów mam złamaną kość w skrzydle. Nic jednak nie dałem po sobie znać. Wyszedłem.